Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/30

Ta strona została przepisana.

— Niech się już stanie, co ma być, byle prędzej!
— Tfu, przepadnij słowo da i na dno jeziora spłyń! — zawarczała Tatarka. — Ty kniaźna nie wyzywaj czorta, bo on na takie słowa łasy.
Zaległa cisza. Poczem Chazmara rzekła znowu:
— Bóg nam da poratowanie, ale nie trzeba tobie Olgo w oczy leźć. Ty i w męskiem ubraniu, a wszystko taki na dziewczynę wyglądasz. Liczko ci pociemniało od wiatrów i słońca. Taj co! jeszcześ piękniejsza. Krasa od ciebie bije, a w oczach płomienie się palą, że i napatrzeć się na ciebie trudno. Myślisz, że oni odrazu się na tobie nie poznają? A pamiętasz, jak my szli piechotą za Kremieńczukiem i spotkali trzech krasnoarmiejców? Nie skoczyli oni do ciebie zaraz, choć ty była w chłopskim tołubie za parobka ubrana? Tak i widzisz!
— Cóż się stało wtedy? — spytał Czarawdżadze.
— Co? taj ostali na drodze, a my poszli dalej.
— Któż ich zabił?
— Tego co na Olgę napadł i już tołub z niej zdzierał, to go rotmistrz położył, ot tak jakby świecę zgasił, a tamci dwaj uciekali, ale nie daleko!
— Ty ich poczęstowałaś?
— A któż, albo by rotmistrz strzelił za uciekającym? Toż „tatarski obyczaj“. Tak mnie pan rotmistrz powiedział. Ale niech będzie tatarski, widać nie bardzo zły, kiedy oni nas potem nie gonili i my uszli bezpiecznie. Żeby nie tatarski obyczaj, tak może by my tu nie byli.
— Ej, Chazmarka, gadasz tak, a za rotmistrzem pierwsza byś w ogień skoczyła.
— Jakby ty kniażna była uratowana, a jemu jeszcze co groziło, to pewnie, że tak. On bagajdyr! Wyjdę zobaczyć, co z wieczerzą — rzekła Tatarka. — Kucharz Erishan uciekł do oddziału Izmaiła. Sama warzę wieczerzę, bo i Tamarka uciekła z karabinem do obrońców i Dara i Medina, a gospodyni Ketewana została w zamku.
Gdy Chazmara odeszła, książę zwrócił się do Olgi.
— Jakże będzie dalej, Ola, z tobą i Pobogiem? Przecie jak Bóg da i uciekniecie stąd, on wróci do swoich.