Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/37

Ta strona została przepisana.


Walka bvła skończona.
Bohaterscy mieszkańcy Ałchalczyka, wespół z góralami, którzy im przyszli w pomoc oraz z pomocą miejscowych Tatarów Azarbejdżańców pogromili watachę napastniczą i dobijali właśnie ostatków. Całe wzgórze pod zamkiem, cała wieś i droga usłane były trupami. Niesłychany zapał obrońców starł się z dziką furją atakujących. Odczuwało się tu nienawiść obopólną i mściwe szaleństwo walki. Za uciekającymi w góry bolszewikami pognali wściekli górale, Gruzini zaś i Tatarzy rzucali się jak tygrysy na pobojowisku, wyszukując ukrytych po sachlach i zakamarkach bolszewików i mordując ich zapamiętale.
Książę Czarawdżadze i Olga stali w bramie zamkowej, oboje na koniach. Patrzyli przez perspektywę na przesmyk górski, skąd oczekiwali powrotu Poboga. Olga miała grozę w źrenicach. Odjęła lunetę od oczów i zawołała zdyszanym głosem.
— To napewno zasadzka na Romana! Za tą watachą z kilkudziesięciu koni mógł popędzić IzmaiŁ lub Wakhtang ze swoimi oddziałami. Poco Roman pognał za nimi?
— Masz rację! — rzekł książę Bagrat. Ta banda tak niespodziewanie zaatakowała Poboga, że wygląda to zastraszająco.
— To Borys, jestem tego pewna! Wśród zabitych pod zamkiem poznałam dwuch z jego czerezwyczajki. Roman zapewne także poznał ludzi Borysa i szukał jego samego. Borys ukrył się a teraz po pogromie wciągnął Romana w zasadzkę. Skrzyknę oddział Hazmata i popędzę na ratunek.