Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/51

Ta strona została przepisana.

brutalną ręką losu z domu rodzinnego w bezlitosny krąg życia, była mu teraz nad wszelki wyraz drogą i jedyną. Kochał ją i pragnął życie jej ogrzać swoją miłością, jeśli możliwe upiększyć, za to piękno, które on w jej uczuciu otrzymać może. Czy otrzyma? Zgrabna sylwetka Dady przed fortepianem, w czarnej skromnej sukience, niknąca prawie w szarzyźnie pokoju, skupiła na sobie we wzroku Jerzego wszystko to, co męskie, silne serce i dusza pełna hartu dać może z siebie najdroższego. A Dada w tej chwili patrzała na swoje obrazy przeszłości, ale tej dawnej, przedwojennej przeszłości.
Gdzież są realne odbicia tych wizji? Gdzie są śnienia dziecinnych zdarzeń, wypadków, czasem drobnych i mało znaczących, które jednakże w ogólnej sumie wspomnień błyszczą niekiedy cennym walorem. Pamięć wyławia szczegóły i punkty, kiedy i gdzie to, albo to się działo, jak to było wtedy? Tu głos jakiś drogi zabrzmi w uszach wsłuchanych w przeszłość, tak samo jak oczy są w nią wpatrzone. Tu nagle jakiś zakątek ogrodu w Dawidówce ukaże się jak zwid, tak plastycznie, że ot, ot chwycić go zda się można. Tam znajomy gazon olbrzymi przed podjazdem, obsadzony wałem czerwonych jak krew piwonji, wytrysnął w pamięci i postać ojca, który z cygarem w ustach chodził często dokoła tego gazonu zamyślony, a Dada dziwiła się, o czem tatuś może tak myśleć? Razu pewnego spytała ojca o to. Popatrzał na nią z uśmiechem i pogładził jej główkę:
„Gdy dorośniesz, będziesz wiedziała, dziecko, zrozumiesz sama“.
O, jakże to już teraz rozumiała! Tu nagle zakwitł przed oczyma Dady śliczny krzak żółtej dzikiej róży, oblepiony kwiatami motylego kształtu. Krzak ten stał obok schodów bocznych wyniosłego ganku, który miał wejście z obu stron. Matka stoi oto przed tym krzakiem (zapach tych żółtych róż Dada czuje teraz najwyraźniej), matka jest w sukni opinającej zgrabnie jej piękną postać, ponsowa parasolka opiera się na jej toczonych ramionach.