Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/52

Ta strona została przepisana.

Młoda, świeża twarz matki śmieje się do Dady, która w swoje warkocze nawtykała róż i teraz garniruje niemi sukienkę.
— Jesteś jak w złotych płomykach, Dado! Patrz, abyś nie spłonęła! — woła, śmiejąc się pani Dobrucka.
Zych nadjechał na swoim kucu i szpicrutą ścinał złote motyle kwiatów z krzewu.
— Co robisz? — krzyczy Dada przerażona.
— Gaszę płomyki, abyś nie spłonęła — śmieje się Zych.
Ten sam Zych, który potem był z nią w puszczach odległych na wycieczce i, który stojąc potem pod jej oknem oznajmił jej, że zdradził przed rodzicami tajemnicę cyganki z wycieczki i że z woli rodziców jadą zagranicę.
Zgasił dokoła niej płomienie pierwszych zapałów, aby nie spłonęła w ich uroku, w uroku oczu myśliwca.
Zgasił i prędko sam zgasł.
Ogród olbrzymi w Dawidówce i stare domostwo z dachem podwójnym, który jakby hełmem okrywał szczyt domu, miały w sobie tyle tajników, zakamarków, skrytek i szczegółów znanych Dadzie tak wybornie, że i teraz prowadzona wspomnieniami chodziła po nich swobodnie, witając w nich starych znajomych i przyjaciół. Lipa odwieczna, której czterech dorosłych mężczyzn objąć razem nie mogło; ławeczka pod lipą, gdzie Dada uczyła się lekcji, często o wschodzie słońca, a pochłonąwszy zadane lekcje, czytała zachłannie książki, deklamując na pamięć całe szpalty z „Pana Tadeusza“, lub rzewne łzy roniąc nad „Ojcem Zadżumionych“. Pod tą lipą pisała ołówkiem pamiętniki swoje, tam kochała się zapamiętale w Kmicicu. Ale najwięcej zachwycał ją Babinicz, ponieważ był otoczony tajemnicą, rak samo jak nieznajomy myśliwiec. Na tej ławce Dada z przyjaciółką swoją Nunią rozmawiała często o swej przyszłości. W pobliżu ławki była uliczka, wysadzona agrestem. Biegły tam, rwały z krzaku w fartuszki żółte jak bursztyn owoce i wracały pędem na ławkę, by spożywając agrest, rozprawiać o tem, co będzie gdy dorosną.