Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/59

Ta strona została przepisana.

— Oprawa! Oprawa! — mruczał Czymielski. — Marny ten obraz, co potrzebuje oprawy, by się wydać! Jabym go nauczył rozumu, jabym mu wskazał jego rolę obecną i jak się pracować powinno.
— Ej, czyścicielu ludzkości, zacznij od siebie porządek! Toż nic nie robisz, bracie, tylko wrzeszczysz, daj wrzeszczysz, a gospodarstwo leży odłogiem. Wrzaskiem jeszcze nikt nigdy nic nie zbudował, a przeciwnie, bardzo dużo cudzej roboty rozwalił. Czemuż sam, kochany, nie pracujesz?
— Mnie bolszewicy rozgromili, obdarli do szczętu, spalili! Ja na gruzach mam pracować? Ani myślę! Z pustego i Salomon nie naleje.
— A pani Teresa Pobożyna? Toż Uchanie były stokroć gorzej zdewastowane, niż twój Buczyn, serdeńku, i dlatego jak pracuje, jak zabiega, jak się wydźwiga z biedy i nie cudownym sposobem, tylko pracą i myślą. Nawet i z Krąża nie ma teraz nic od wyjazdu pana Romana. Toż wiem o tem dobrze. Ot przykład brać!
— Pan mnie przechwala, drogi panie — odrzekły Teresa. Robimy z ojczuniem, co możliwe, aby żyć i aby Romek, gdy wróci, widział, że nie opuściliśmy rąk bezradnie.
— Bo i nic już nad to, co robicie, zrobić nie można! Kręcicie bicz z piasku, ale z tego wychodzi rzemień.
— A ja kręcę bicz, ale na bolszewików! Ja im jeszcze odpłacę za moją krzywdę! Oni mnie popamiętają! mruczał Czymielski! — Żeby tylko moje plany i moje pomysły weszły czyn. Ho, ho!
— Tak, czemuż, kochany dobrodzieju, siedzisz w Buczynie? Wal na Moskwę!
— Sam nie pójdę. Idź ze mną!
— Cóż to nową ofenzywę szykujecie panowie? — spytał Jerzy podchodząc. Rozglądał się, szukając Dady.
— Ano, my mamy przynajmniej inwencję, robimy projekty, a wy młodzi o inwencji nie macie pojęcia, umiecie się tylko żenić z Krongoldównemi — rzucił Czymielski zły.