Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/61

Ta strona została przepisana.

Strzełecki po długich poszukiwaniach znalazł Dadę w pokoju pana Pawła. Przez niedomknięte drzwi poprzedniego gabinetu ujrzał ją siedzącą przy kominku naprzeciw Krzepy, który trzymał na kolanie Celusia. Blask ognia padał na ciemne włosy Dady, kładąc na nie leciuchne pasemka purpurowe. Siedziała do drzwi profilem. Strzelecki nie zauważony, stanął cicho i oparty o futrynę drzwi gabinetu, słuchał melodyjnego głosu Dady.
— Jak to w puszczy na wiosnę, dziadulku? że aż życie nowe w człowieku się budzi, że aż coś mu gra w duszy.
— Oj, prawda! Tam to życie, tam raj!
— Pani Dadziu, jeszcze o puszczy mówić — błagalnym głosem odezwał się Celuś.
— A spać czas! Idź do łóżeczka, to cię uśpię opowiadaniem.
— Nie, nie! Ja chcę tu słuchać! Jak to pani Dadzia mówi, że głuszce telękają? Co to znaczy?
— To wyrażenie myśliwskie. Na wczesną wiosnę głuszec na wysokiej sośnie śpiewa pieśń weselną.
— To znaczy, że on zamąż wychodzi?
Dada uśmiechnęła się.
— On śpiewa z radości, że wiosna, że puszcza się ożywia, że kwiatki wytryskają z ziemi. A śpiew głuszca składa się z różnych tonów, telękają, telękają, że bębenki ich słychać po całym borze, a czyhitanie zapamiętałe...
— Ot tak, posłuchaj Celusiu — rzekł rozbawiony Krzepa.
I nagle w pokoju rozległo się wabienie głuszca, tak dokładne i wystudjowane przez starego, że aż do złudzenia imitujące głos ptaka w leśnej ciszy. Dada patrzyła na starego z uśmiechem.
Celuś podniósł główkę i otworzył usta zdumiony.
— To nie śpiew, to jakiś młoteczek. O, jak to ładnie!
— O, słyszysz, Celu, to było telękanie — szeptała Dada — teraz masz rację, jakby młoteczkiem bił w głuchy bębenek, a teraz, teraz czyhitanie.