Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/67

Ta strona została przepisana.

panien, które aż nazbyt wiele okazywały mu zachwytu, wtedy oczyma szukał narzeczonej, by bawić się zazdrością błyskającą wówczas w oczach panien, które go przedtem podziwiały. Gdy zauważył na sobie czyjś wzrok ciekawy, mrużył oczy, by nie odgadnięto wyrazu jego źrenic. Uczuwał zniechęcenie i gniew na samego siebie. Wogółe czuł się w tych ramach tak źle, że doznawał wrażenia, iż z nich wypada, a jednocześnie, że mu w nich za ciasno. Ta rozbieżność odczuć była nad wszelki wyraz denerwująca. Usposobienie jego udzieliło się snadź i pannie Róży, bo sposępniała. War stał się dla niej zagadką. Zakochana w nim i dumna z narzeczeństwa z Źebrzydowskim pragnęła jego hołdów. Nigdy nie była zadowolona z jego zachowania się wobec niej. Ambicja panny Róży wymagała dużo, War zaś udawał, że tego nie odczuwa i nie fatygował się stosować do jej wymagań. Był narzeczonym poprawnym, ale raczej zimnym, szczególnie wobec ludzi chłódł nadmiernie. Ponieważ w salonach, wśród zebranych gości było wielu takich, na których opinji bardzo zależało i pannie Róży i jej papie, przeto oboje czuli się obrażeni zachowaniem się Wara względem narzeczonej. Papa sarkał po cichu i dręczył córkę jeszcze bardziej.
— Ty jemu zrób wymówkę — mówił oburzony. — Co to jest, żeby on był taki sztywny dla ciebie? Niech on będzie dla wszystkich lodem, ale dla ciebie musi oni być gorący i nadskakujący. Byłoby w porządku! A tak, co to jest za narzeczony? Każdy wie, że on robi świetną partję, ale trzeba żeby widzieli, iż się w tobie kocha, że w tobie bardzo zakochany, że bez ciebie żyć nie może! A on tymczasem robi miny kwaśne, jakby się octu napił, chodzi jak manekin, patrzy na wszystkich z góry, zupełnie tak, jakby z nas sobie kpił. Co to jest?
— On już ma taki styl, to jego indywidualność — odrzekła panna Róża.
— Styl? Indywidualność? Jak się kto tak bogato żeni i taką pannę bierze, ten i swój styl i indywidualność powinien przystosować do swojego szczęścia.