Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/79

Ta strona została przepisana.

— Posiada pan teren bardzo podatny do wprowadzania nie tylko ulepszeń rolniczych, lecz i do działań szeroko społecznych. Za mało mamy ludzi, którzyby szczerze podejmowali pracę na tem polu, u nas obecnie zaniedbaną. Pan zapewne na kresach działał szeroko, pewno zatem i tu...
— Tam działały pieniądze, panie łaskawy...
— No, tych panu chyba na Pochlebach nie zabra knie. Zwłaszcza teraz...
Jegomość uśmiechnął się.
— Teraz może pan zaprząc do swoich czynów olbrzymi motor, który może się stać w rękach pańskich twórczym.
Zebrzydowski spojrzał wyzywająco w oczy obywatelowi.
— Jak pan to rozumie?
— Bardzo prosto. Skoro pan bądź co bądź robi, powiedzmy, odstępstwo od tradycji polskich no i swoich własnych, to jednakże może pan je zamienić na zupełnie nowe i nowocześnie pojęte wartości. Może pan za ich pomocą stworzyć dużo, bardzo dużo w społeczeństwie. Mając takie atuty w ręku, można się znakomicie rehabilitować wobec Ojczyzny i oddać jej w dwójnasób to, co z jej źródeł czerpały obce dłonie.
— Cóż to znowu za apostoł? — myślał War, patrząc ze zdziwieniem na obywatela.
A on ciągle tajemniczo uśmiechnięty, rzekł, biorąc Zebrzydowskiego pod rękę.
— Wy tu w Polsce strasznie mało robicie. Przyjechałem niedawno z Ameryki. Oczy tamtych rodaków naszych skierowane są na Polskę. Czekamy, jak się odrodzi Polska, jak się rzetelnie zabiorą tu do pracy swobodnej, bez obostrzeń i pęt wroga. Polska to źrenica oka dla nas, to nietylko Ojczyzna, za którą tęsknimy, ale to serce nasze, którego tętna każdy z nas słucha z natężeniem. Tak, jak każdy katolik słucha dzwonów częstochowskich z nabożeństwem, tak my słuchamy tego, co nam powiecie teraz w tych cudownie nam nadanych warunkach