Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/81

Ta strona została przepisana.

jestem dłużnikiem ojczyzny? Bzdury! Głupstwo! Jestem przede wszystkiem wierzycielem własnego losu, który mnie obdarł bez litości. Niech mi teraz wróci choć w części ten dług, bez którego jestem nędzarzem... „Ale takiemu, jak pan, choćby powojennemu rozbitkowi nie wolno“ — zadźwięczały znowu w uszach Wara słowa nieznajomego. „Jesteś Zebrzydowski, kość z kości starej szlachty polskiej, tobie nie wolno“...
Edward wściekał się, bo głos ten nie milknął w jego duszy. Uczuł gorycz i zwątpienie. Zły podszedł do bufetu i wychylił kilka kieliszków koniaku jeden po drugim. Rozjaśniło mu się nieco w umyśle, poczuł się lżejszym, jakby ktoś ściągnął z niego ciężar niewidzialny, lecz odczuwany i męczący nad wyraz.
— Skończyć raz z tem narzeczeństwem. Ożenić się i niech się dzieje co chce! Inaczej zwarjuję i nie dojdę z sobą do ładu.
Edward błąkał się po salonach roztargniony, szukał Kmietowicza, którego w takich chwilach lubił mieć przy sobie. Wrócił do bufetu. Znowu coś wypił. Słuchał obojętnie dowcipów Krongolda i przechwałek jego. Znowu stępiał na to, co go przed chwilą drażniło. W jakimś zacisznym salonie ujrzał nagle swoją sylwetkę w dużem lustrze. Stanął i dłonią powiódł po gładko rozdzielonych z boku ciemnych włosach. Twarz jego sucha, starannie wygolona, była blada. Rysy wyraziste, szlachetne w rysunku miały w sobie teraz zawziętość. Oczy ciemno-szare; promieniste, paliły się ogniem, był w nich bunt i gorączkowa podnieta. Na ustach osiadł ironiczny uśmiech.
War obciągnął na sobie frak, strzepnął z klapy jakiś pyłek i jeszcze raz spojrzał sobie w oczy.
— Co we mnie jest? Coś, co odczuwam w sobie wyraźnie, to samo widzę w swojej twarzy, w oczach, i nie wiem, co to... Niewiem, czy to coś, co grozi mnie, czy Róży? Jestem bliski jakiegoś przełomu,, ale jakiego i czem to się skończy u stu djablów?