Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/85

Ta strona została przepisana.

co był przed wojną ekonomem, albo pisarzem gminnym, teraz jest także zrujnowanym obszarnikiem i ten najgłośniej o sobie krzyczy. Prawdziwi obszarnicy magnaci siedzą cicho, czasem w jednym pokoju i mało kto nich wie. Albo tak, jak drogi pan narzekają ciągle na swój los. A wie pan dlaczego? Bo im jeszcze dużo zostało. Komu nie zostało nic zupełnie, ten nie narzeka.
War zacisnął zęby. Krongold poufale wziął go pod rękę. Rzekł przyciszonym głosem:
— Rozchodzi się wieść, że pan ma zamiar sprzedać Pochleby. To chyba nieprawda?
— Ani mi to w głowie!
— Ja odrazu wiedziałem, że to plotka. Przecie pan by o tem Rózi powiedział, a zresztą Pochleby mają się restaurować, czy tak?
War zmarszczył brwi.
— Nie mam na to pieniędzy.
— Czy pan nie ma większego zmartwienia? Niech pana o to głowa nie boli. Zrobi się, co trzeba. Ta pańska Rózia to jest bardzo wymagająca i ma gust. He, he! i lubi szeroko i po pańsku urządzać rezydencję. Ale Pochleby mają duży pałac?
— Dwór, nie pałac.
— Duży dwór to jest pałac. He, he, a jakby był zamek, to byłoby jeszcze lepiej. Ot taki zamek jak w Krążu u Pobogów. Powiem panu jeszcze coś. Słyszałem, że pan właśnie Krąż kupuje, bo Pobóg podobno zginął.
— Kto to panu powiedział? — żywo spytał Zebrzydowski.
— Mówią głośno, że Pobóg zginął, a że pan Krąż kupuje, to słyszałem także.
— I jedno i drugie jest nieprawdą. Panią Pobeżynę widziałem nie tak dawno.
Krongold spocony ocierał głowę chustką. Podejrzliwie popatrzał na Wara.
— Był pan w Uchaniach?
— Nie byłem, ale się tam wybieram.
— Poo coo?