— Nie śpię?... a jeśli tak, to okropność!...
Ujęła fatalny arkusz, przekładała go z ręki do ręki.
— To więc jest wyrok mój, to jest dzień dzisiejszy, a tamto... było?... Próżnia jakaś w mózgu, huk, jęk żałosny. Czy to jęk wichru, w noc jesienną u nas, na Podlasiu?...
— Nie, wszakże ja jestem...
Zaraz — zaraz... gdzie to ja jestem?... Aha, na Capri! tak, tak, na Capri. No, więc to złuda, to nie wicher jęczy...
...To jęk twej duszy...
Znowu ten głos! Boże, Boże kto to mówi?...
...To płacz duszy po śmierci szczęścia.
— Wszystko skończone!...
— Poznaję cię, demonie, ty tu jesteś — i to twój szept. Witam cię Satano!
Chichot piekielny wydobył się z jej piersi, czy to jej śmiech, czy demona?...
Skupienie wszystkich władz umysłu, natężenie myśli i świadomości.
Dłonią przeciągała po czole mokrem od potu.
Przecie jestem silna, przytomna, mam siłę. Jeszcze raz przeczytam wyrok... Ćma
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.