kło, gorzej, jakiś byt w niebycie, istnienie w mgławicy, bez początku i końca.
Gdybyż i pamięć zamarła, lecz pamięć żyje, pamięć nasuwa cudne świetlane obrazy, wizje upojne byłego szczęścia. I to wszystko runęło!
Wszak to nie było halucynacją, to było prawdą, to nie utopja, to rzeczywistość, która stała się przeszłością.
Bezmiar nieszczęścia!
Czyż można żyć, czyż takie istnienie możliwe? Zresztą poco?... dla jakiej idei?... Gdzież idea, skoro świat znikł? Idea czarnej nicości przestworzów bezdennych, więc idea śmierci? O właśnie, śmierć, zaguba, błogosławione zakończenie męki. To już ideał jedyny, najsłodsze marzenie.
Niech się spełni, Ach, byle jaknajprędzej! Poco trwać? Huk w mózgu potęguje się i rośnie, szum tej bezbrzeżnej otchłani.
To bardzo przykro mieć w mózgu takie potoki zimnej wichury, silnie dmie, rozsadza czaszkę, głowa rośnie w bryłę potworną. Gdzież tam znowu głowa?... nie ma określenia tej olbrzymiości; głowa to cały świat.
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.