To określenie teraz nie do ujęcia.
Więc jakże można trwać, dźwigając taki kolos?...
Rozłożyła ramiona, jakby szukając czegoś w przestrzeni, wtem poczuła dotkliwy ból, pod piersią. Jeszcze coś boli? to dziwne! — Co tak boli?... Aha, serce, serce jeszcze jest i wali w piersiach młotem i boli, jest jakieś także osobliwe. Zmalało jakby, czy skupiło się w jeden twardy kamień.
Ale skąd ten łomot?... Jakiś dynamit w nim, w sercu, rozpryśnie się zaraz na drobne, ostre kamyki. To dobrze, byle prędzej.
Instyktownie szuka jednak ratunku, lecz bezwola zapełna niweczy każdą myśl. I myśl umiera. Wstaje, podchodzi do stolika, bierze zapisany arkusz, podnosi do oczu.
Nie, to nie ten, — bierze drugi, — i to nie, to przeszłości kwiaty, a!... nareszcie ten dzisiejszy. Tak... ten sam! Czyta... Czuje, że usta jej zwisają kątami w dół, że coś się dzieje z nią, czego już nie pojmuje, bierze ją w despotyczne posiadanie przemożny smutek, katowska poczwara rozpaczy zaczyna po niej pełzać, sięga
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.