Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

cznie ujarzmiała w sobie z męką, lecz zewnętrznie z dość dobrym skutkiem.
Uważny obserwator zwrócił się do towarzysza.
— Czy pan spostrzegł szaloną zmianę, jaka zaszła w tej polce. Przecie to jakby inna osoba.
— Coś niesłychanego! — odrzekł zapytany. — Nie poznałem jej na razie w Neapolu. Pamiętam ją pełną życia, werwy, wesołą, szczerą, żądną wrażeń... miała humor, temperament. Co się z nią stało? Od jak dawna datuje się ta jej smutna metamorfoza?
— Od miesiąca, nie więcej.
— Choking! Pan chyba żartuje...? czy chorowała...?
— Tak i przeszła jakiś cios życiowy niepośledniej miary.
— Jaki...?
— A... tego nikt nie wie.
— Choking! gdyby nie dziwny płomień w jej oczach, jakiś zagadkowy blask, wyglądałaby na dużo starszą, niż jest; twarz poryta w burzdy, białoszara, usta zwiędłe. Gdy ją widziałem