błękitno-sinym nieba z morzem, zostało wszystko, co było szczęściem i życiem, została serdeczna krew. Serce to teraz kamień, nie żyje, ciąży tylko, bo krew z jego arterji została tam, w tym niebieskim bezkresie powietrza i wód. A ona włókno bez życia. Dotknęła ręką paczki w zanazdrzu. To jedno zostało, uszczknięty atomik zwalonego ogromu szczęścia. I to zatraci i tego już nie chce mieć. Z potęgi, jaka była, nic zostać nie powinno, wycofała ze świata siebie i to, został tylko...
Ach wszakże i ona wróci.
Niezgłębiony smutek ogarnął jej starganą duszę.
Duży kłąb dymu gryzącego spadł burem skrzydłem na turystów. Blizkość krateru zaznaczała się wyraźnie.
Wyruszono w dalszą podróż już piechotą. Mężczyźni spojrzeli na towarzyszkę. Wyraz jej twarzy zastanowił ich, pomimo, iż z jej ukrytym dramatem byli już oswojeni. Spytali ją, czy zmęczona, odpowiedziała spokojnie, że ani trochę. Jeden z turystów narzekał.
— Brniemy, jak potępione dusze, ta zgra-
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.