wiwisekcję na samej sobie. Wydrze krwawy kawał serca z jego krwawej rany, jeden ból więcej to nic, bo tak trzeba. Ostatni cios zadać sobie odważnie i koniec dźwiękom przeszłości. Myśli kołatały, lecz rozpierzchnięte, jak stado kruków złowieszczych.
Buchnął skołtuniony łeb dymu raz, drugi, trzeci z pękaniem i trzaskiem, jak z tytanicznej jakiejś lokomotywy; straszne te łby stłoczyły się w jedno rudo czarne cielsko i machnęły w górę, odsłaniając pod sobą rozpalone wnętrze krateru. Potworny lej ukazał swą ognistą paszczę, złą, warczącą, spienioną żarem. Przerażenie skuwa turystów, ogarnia ich niebywały strach, są na progu otchłani ziemnej. Czy to otworzyła się przed nimi kuźnica samego szatana...? Walą w niej młoty, huczą pioruny, czerwonokrwawa przepaść zieje ogniem, dyszy gorącością żaru, jakby gotujący się do ataku smok stujęzyczny. Kobieta wczepiła się oczyma w rozżarzoną gardziel, lęk niebywały chwycił ją niby w ostre szpony, zatargał całą jej postacią, lecz nie cofnęła się w tył, jak jej towarzysze; groza widoku podnieciła ją i zdecydowała. Sięgnęła
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.