rzać z odmętów zieleni i róż; woni tych kwiatów boskich nie mógł stłumić nawet egoistyczny, słony smak morski. Zapach róż okadzał willę — była rzeźwa, pełna uroku, woń zaledwo rozkwitłych pąków i tchnąca nieprzepartym czarem, pełna drażniącego narkotyku woń rozkwitłej purpury i mdlejąca, duszna woń róż konających, a jeszcze żądnych słońca. Przepych woni, przepych kwiecia, barw i blasków. Koncert!
A dokoła gaj cyprysów ciemnych i baldachimowych pinji; kwitnące, wiośniane barwą, różowe migdały, które nazwaćby można motylami drzew, dziewicze, śnieżne bielą cytryny i pomarańcze w kwieciu i różospady purpurowe, krwistemi strugami spływające z murów opleśniałych i mchem porosłych skał. Więc dzikie skalne pieczary, tryskające zewsząd bujną roślinnością, malowniczo usiane plamami drzew kwiecistych, rumianych, jak zorza, kamelji, białych magnolji, tuberoz, przetkane girlandami bluszczów ciemno-szmaragdowych i delikatnych gałązek strojnych w subtelne kielichy powojów. I znowu nieśmiertelne fontanny róż tęczowych barwą,
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.