— Tak nie bywa nigdy. Zresztą ja prędzej wyglądam na niewolnicę, niż ty na niewolnika, mój kapryśny panie. Jesteś zbyt wytworny, zbyt rasowy.
— Oskarżasz siebie.
— Nie, lecz niewolnice bywały różne. Takim, jak ty, panom służyć mogły tylko wybrane. Widzisz, teraz pochlebiam sobie; a służyły z rozkoszą i z wdziękiem, gdy swego pana kochały. Takiego zaś niewolnika, jak ty, o ile byłby w niewolę wzięty, zakutoby w ciężkie kajdany, boby się go obawiano, jak samego szatana. Taki niewolnik byłby niebezpieczny. Jesteś zbyt potężny.
— Mój drogi dzieciak mówi, jak prawdziwie zakochana kobieta.
— Mylisz się, ja się w tobie nie kocham.
— A to coś nowego! Zatem...?
— Ja cię kocham, rozumiesz, ukochałam cię. Czy ty tego nie różniczkujesz?
Zamienili z sobą spojrzenia, wypowiadając niemi wszystko, co serce sercu wypowiedzieć zdolne. On ucałował ze czcią jej rękę.
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.