mogło, było jednak cudem i pięknem jej życia, jego objawieniem. Więc ideały jej nie umarły, żyły zagłuszone prozą, omdlały pod wpływem dusznej, piwnicznej atmosfery, jaka ją owiewała. Kołtunerja jej otoczenia przygważdżała do ziemi jej skrzydła, nie pozwalając na wzloty i skutkiem tej ciągłej, bezowocnej walki, nastąpił letarg tego wszystkiego, co było nią w niej. Teraz czuła, że wszystko to żyje i jest nawet bardzo silne. Bo oto sądzonem jej było spotkać człowieka ducha i takiego ukochać całą siłą duszy swej stęsknionej. I on ją tak samo ukochał, najpierw, jako człowieka i ducha, potem, jako kobietę. Więc miłość ich nie była pospolitą, bo nie miała w sobie nizinno ziemskich podstaw, więc była górną, była na wyżynach, lecz dla nich dostępną. Wytworzyła ją zdolność ich do uczucia tej miary i rodzaju, utrwaliły ją zaś ich warunki obecne, nad któremi miłość zmysłowa nie zastanawiałaby się ani chwili, przechodząc nad niemi do swoich praw zwierzęco-ludzkich. Oni przeciwnie, nie pomyśleli nawet o przekroczeniu swoich praw etycznych jakie w zastosowaniu do ich warunków niezłomne były i nakazywały
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.