mnie i miłość moją. Promieniu świetlisty mego życia.
Ona złożyła ręce na jego głowie, parę cichych łez spłynęło na męskie czoło, pochylone do jej kolan.
— Powstań, jedyny. Ty wiesz, jam twoja do zgonu. Świat, ludzie to jeno tło, mój dogmat, to ty.
Stali przytuleni do siebie z promiennemi twarzami, patrząc ze swych wyżyn na rozbujałe morze i szumiące życiem ludzkiem bulwary.
Stanęli wysoko, na skale, przy żelaznej balustradzie, u stóp mieli błękitną roztocz fal, nad sobą przejasną, nalaną szafirem kopułę — niebo. Zapatrzyli się w ten czar przyrody z zachwytem, w piersiach ich uczucie wzrastało do potęgi, unosiła ich wszechmoc najszczytniejszej miłości. Ona drżącą z wrażenia ręką zatoczyła koło, ukazując otchłań lazurów i powódź różaną po za nimi, na tarasie willi.
— Patrz, jaka cudna ta nasza wyżyna!
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.