— Czy państwo także przejazdem, jak my z mężem? — słodko spytała niewiasta, obrzucając spotkaną wzrokiem chciwej hieny.
— Tak pani, zwiedzamy Rzym.
— Ach, ja z mężem zachwycam się jego pięknością. Chociażby ta galerja, jakież arcydziała! Aa!... Danae w złotym deszczu, patrz mężuniu...
Zaśmiała się ze zjadliwą dyskrecją, przymrużając oczy i patrząc nie tyle na obraz, ile na spotkaną parę.
— Voyons? jaki traf, że właśnie przy tym obrazie spotkaliśmy się, ja — z mężem i pani z... panem. Czy pani może kopjuje Danaę, a pan podziwia pomysł Jowisza...? Ha! Ha...!
Śmiech ten zgrzytnął przykro nie tylko na nerwach ich dwojga, lecz nawet jakby na ramach obrazów, profanując ich styl; śmiech ten skalał powagę sali.
Zaczepiona kobieta odrzekła z godnością.
— Nie jestem artystką, przeto obraz ten za trudny dla mnie do skopiowania.
— Ale temat... sam temat chyba...
— Zapewne, pani jednak dużo skorzysta-
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.