Ta strona została uwierzytelniona.
czoną brwią. Ocknął się, rozpogodził i wziąwszy ją miękko pod ramię, rzekł z czułością.
— Mój promyk jasny zmęczony...?
— Może raczej przyćmiony.
— Czem...? tą parą tam...? On europejczyk, ona zwykła parafjanka, reporter dla partykularskiej gawiedzi żądnej sensacji.
— Ci gotowi nas także nazwać, czcicielami szatana.
— Może teraz Jowisza, na odmianę...?
Byli już blizko wyjścia, gdy on zatrzymał ją energicznie za rękę.
— Drogie umiłowanie moje, — spójrz na mnie.
Podniosła oczy trochę smutne.
— Więc...?
— Czy siła jest...?
— Tak.
— A spokój...?
Powieki jej opadły, na rzęsach błysnęła lekka rosa.
On ujął ją silnie za oba ramiona i pochylając swą twarz ze ściągniętemi nieco ukośnie brwiami