Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/141

Ta strona została przepisana.

pochwały, tak często reklamowanej przez rodziców, przed obcymi, a jednak czułem, że Terenia to oczko w głowie stryja i skarb matki, że jest zarazem dobrym duchem domu, tak samo, jak, de facto, jego gospodynią. Wszyscy i wszystko odnosiło się tu do niej, ona prowadziła gospodarstwo domowe i pszczelarstwo w dużym zakresie.
Orlicz, to typ obywatela, wersalczyka. Bardzo układny i wybornie wychowany, średniego wzrostu, siwy już, choć jeszcze nie stary, prosty i lekki w ruchach, sprawia wrażenie miłe i solidne. Może trochę pyszny, lecz w lepszym stylu, ceni swój ród napewno więcej, niż swoją osobę, tradycję zaś swego rodu stawia ponad wymagania i zamiłowania własne. Wspomina często jedynego syna, który studjuje medycynę zagranicą. O ile odczułem, nie jest on jednak jego chlubą, może z powodu, że nie chciał zostać agronomem, pomimo nalegań i zapatrywań ojca. Od Orlicza dowiedziałem się, że rodzice Tereni mieli majątek, nie duży, Pieńczyce. Stracili go przez różne kataklizmy, a także przez nierząd. Ojciec był to mól książkowy, zamiłowany bibljotekarz i szperacz, nie znający się zupełnie na gospodarstwie. Matka, niedoszła zakonnica, całe życie pokutuje w swojem mniemaniu za to, że nie przywdziała habitu i wyobraża sobie, że za karę Bóg zsyła na nią krzyże. Strata kilkorga dzieci, zgon przedwczesny męża na serce, ruina majątku, brak domu własnego dla córki, którą miłuje ogromnie. Prócz tego czeka ciągle na nowe krzyże. Manją jej stało się to oczekiwanie, jak i nieustanna modlitwa, umartwienia i posty, szkodzące jej zdrowiu.
Orlicz opowiadał mi to wszystko z uczuciem, poważnie, trochę smutno. Delikatnie dał mi poznać, że bratowa i bratanica mają na hipotece Porzecza sumę jego zmar-