Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/166

Ta strona została przepisana.
1 lipca.

Zacząłem dziś przeglądanie ksiąg starych w bibljotece. Niech się stanie zadość prośbie Tereni i błaganiom Paschalisa! Wziąłem się do tego bez zapału, gdyż umysł mam zajęty czem innem, oczywiście myślą o Tereni. Mówiąc otwarcie, pragnę zbyt silnie, by ona była moją i do tego będę dążył z bezwzględnym uporem. To nic, że Orlicz chce ją zabrać dla syna, matka do klasztoru. Terenia musi być moją!
Z pośród wszystkich kobiet, które kiedykolwiek zajmowały mnie poważniej, jedna Terenia odpowiada w zupełności moim pragnieniom, ale i w jej oczach czytam, że odda mi siebie na życie całe, z wiarą w nasze szczęście. Czy jednak dobrze cię odgaduję, dziewczyno moja? Wszak się nie mylę, że mi nie odmówisz tego szczęścia, Tereniu?... Płonę ku tobie, szał mam w piersi i dziwnie dobre uczucie dla ciebie, jak do dziecka najdroższego. Nigdy dotąd względem kobiet nie miałem podobnie dobrych uczuć i nigdy tak prędko nie zająłem się żadną kobietą w życiu, bo nigdy nie kochałem. Ty pierwsza, ty jedyna! Zabiorę cię do Uchań już moją i będziemy rozkoszowali się naszem wspólnem szczęściem, jak najsłodszemi owocami. Na tę myśl szaleję, szaleję, i nowa fala życia napływa mi do serca!
Jutro jadę do Porzecza, by kwestję postawić jasno.
W bibljotece, zawierającej bardzo bogate zbiory książek, w której są dzieła wszystkich wybitnych i najstarszych pisarzy polskich, przejrzałem kilkadziesiąt tomów ciekawych. Są tam odwieczne statuty, kroniki pisane po łacinie i archaicznym językiem polskim. Są