Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/173

Ta strona została przepisana.

i chlubił się niemi, o ile za grube pieniądze nie sprzeda w trzecie ręce.
Nie zdołałem już ukryć swego oburzenia. Zawołałem w podnieceniu:
— Pamiętaj, iż trzymam cię za słowo, że o ile miałbyś portret i zegar sprzedawać obcym, ja będę pierwszym nabywcą za cenę, jaką ci dadzą inni. Dziś już zastrzegam sobie pierwszeństwo. Jednakże ufam, iż zbrodni takiej nie popełnisz, nie ośmielisz się na to ani ty, ani... Ślazówna.
Gabrjel stanął przedemną wyzywająco.
— Jak ją nazywasz? — zgrzytnął.
— Nazwiskiem, jakie nosi obecnie, wszak nie jest jeszcze Zatorzecką...
Gabrjel zaciął zęby, monokl mu spadł z oka i zakołysał się na cienkim sznureczku. Mruknął coś niezrozumiałego, wsadził ręce w kieszenie i oddalił się szybko, nie spojrzawszy więcej na mnie.
Długo jeszcze chodziłem po parku, z początku pod przykrem wrażeniem tej rozmowy, lecz cichy wieczór upojne wonie kwiatów nastroiły mię łagodnie i tęsknie. Pomimo innych kierunków mojej wyobraźni, powracałem ciągle do rozmowy z Gabrielem. Jak też babka przyjmie wiadomość o jego zaręczynach? Będzie to nowy dramat w życiu staruszki. Współczułem z nią, bo istotnie Weroninka jako pani na Krążu byłaby zbyt rażącym defektem. Bardziej już kojarzyła się z Gabrielem jako człowiekiem, nie jako artystą, bo Gabrjel artysta nie stosował się również do Weroninki, nawet z jej wyjątkową urodą fizyczną. Byłem pewny jednakże, iż ona, a może jej ojciec, sprytna bestja, wywierali na Gabrjela ten wpływ ujemny, który czynił z niego brutala. Może on