wając, kim jest owa hetmanówna Chmielnicka. Gabrjel skrzywił się potwornie.
— Babsko!! w pretensjach co do swej osoby i rodu pochodzącego jakoby w prostej linji od Bohdana. Dlatego otrzymała u nas tytuł hetmanówny. Niech się pannuleńka cieszy.
— A Korejwo, Paschalis?....
— O! zbytnioś ciekawy! Sam poznasz i ocenisz tych. dygnitarzy. Korejwo to zarządzający Krążem, a Paschalis to nietoperz murów zamczyska i stary jak te mury. Wątpię, czy od pół wieku wyszedł nawet do parku, można go również nazwać puszczykiem Krąża, bo wiecznie coś złego przepowiada i wróży.
— Komu?.... — spytałem.
— No, podobno Zatorzeckim, których nie adoruje;
Odczułem, że ostatnie słowo oznaczało co innego. Gabrjel mówił dalej.
— Krąż, to mauzoleum starożytności, kwitną w nim tylko dwa kwiaty.... Weroninka i.... ja.
Wskazał na siebie palcem z taką miną, na pół ironiczną, na pół kpiącą, że zaśmiałem się ubawiony.
— Czego się znowu śmiejesz?
— Któż to owa Weroninka?....
— Oo.... za wiele chcesz wiedzieć! Weroninka nie nadaje się do opisu, trzeba ją znać. Widziałeś zagranicą stare, zmurszałe mury, na których uśmiechają się śliczne grona glicynji. Weronika to właśnie taka glicynja w Krążu.
Dość obcesowo zmienił rozmowę i nic już więcej nie chciał mówić wogóle.
Nie wypytywałem go, zajęty wrażeniem poprzednich słów.
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/19
Ta strona została przepisana.