micznych poczynań?... Można by nazwać również ów testament niewidzialnym a wciąż odczuwanym motorem Krąża.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Gdy wróciłem do domu, patrzano na mnie, jak na zmartwychwstałego. Odczułem dokoła siebie sympatję ogólną i radość żem zdrów i cały, co mi sprawiło przyjemność. Dowiedziałem się, że bicie zegara wywołało popłoch straszliwy w całym dworze, ponieważ zegar ten stał od zgonu Hieronima i teraz pierwszy raz, od tamtej pory wydzwonił piątą, równo o piątej godzinie, czego sam nie zauważyłem zupełnie. Najwięcej podobno odczuła to babka. Leżała krzyżem w gorącej modlitwie a obecnie jest chora. Mówiła mi Chmielnicka, że babka dopytuje się ciągle o mnie....
Nikt jakoby tej nocy nie spał we dworze, Gabrjel nie grał, jest zły i przygnębiony, Ślazówna „sfiksowała ze strachu“ — wedle słów Chmielnickiej. Paschalis zaś, usłyszawszy rano o piątej bicie zegara o mało nie padł trupem, bo on już i tak chory, jak zawsze po ukazaniu się widma... a tu jeszcze ten zegar!
Wierzę! i wyobrażam sobie jego minę! Myśl, że niechcący nastraszyłem tego mistrza medjumizmu bawi mię niesłychanie.
Gdy spotkałem Bogdziewicza nastrój mój zmienił się nieco. Czuję się podrażniony, gdyż atmosfera Krąża zaczyna mnie męczyć nie na żarty. Bogdziewicz mówił:
— Jak jasny pan wczoraj w nocy odszedł od nas w stronę zamczyska, to już niektórzy myśleli, że i po nim. — Ale ja wiedział, że jasny pan — Pobóg — to mu się od pradziada Poboga żadna krzywda zdarzyć nie może. Czas już wielki, żeby na Krążu całkiem było ina-