czej. Sam jonże pradziad daje znaki coraz częściej, że czas i, że prawy jego prawnuk dziedzicem na Krążu stać się musi. A... na... Ślazów... tak i przyjdzie czarna godzina.
Ostatnie słowa wypowiedział z ociąganiem się i intencją patrząc w okna Gabrjela. Najwyraźniej pod nazwisko Ślazów podciągał Zatorzeckich. Można to było wyczuć łatwo z akcentu słów i z mściwego zmrużenia strasznego oczka.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nie widziałem tego dnia ani babki ani Gabrjela, który siedział ciągle u Weroninki. Po drugiem śniadaniu tedy poszedłem do zamku.
Paschalis był chory i zmieniony do niepoznania.
Skarżył się przedemną, że całą noc duchy Hieronima i Halmozena nie dawały mu spokoju, prześladując go i dręcząc a oto jeszcze zegar zaczął bić... i wybił godzinę zgonu pradziada.
Paschalis podniósł swoim zwyczajem roztwarte dłonie do głowy. W oczach miał żółty płomień, na twarzy wyraz uroczysty.
— To, jasny panie, znak, że Pobóg stanął na Krążu. Jak usłyszałem to bicie zegara... odrazu krzyknąłem... jasny pan Pobóg znalazł testament!... Powlokłem się do bibljoteki, ale jasnego pana nie było. To nic, to wróżba pewna, że testament lada dzień się objawi, to już pewne!
Byłem niezwykle poruszony tem i słowami starca. Chcąc pokryć zmieszanie, zapytałem go, dlaczego w nocy chodził tak długo, po górnym, wielkim korytarzu.
Paschalis wytrzeszczył na mnie oczy tak szczerze zdumione, że nie można było wątpić, że nic nie pamiętał i że jest nieświadomy zupełnie tego co się działo. Pa-