Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/215

Ta strona została przepisana.

... drapieżne szpony moich palców wpiłem w jego gardło. Chwila i wszystko było skończone:
Leżały przedemną dwa trupy....
Wpadł Justynjan, jego wzrok utkwił mi w pamięci zmąconej nawet tragizmem mego potwornego morderstwa. Pokazałem mu trupy bełkocąc:
— To ja... to ja....
Bóg wie co by się stało potem, gdyby nie Justynjan...
On mi ułatwił ucieczkę ze Sławohory z dzieckiem. Gdybyż nie to dziecko moje jedyne, nie uciekałbym..... Chciałem się oddać władzy, niech mnie sądzą. Świadkiem moim mógłby być tylko Bóg... Justynjan wskazał na dziecko, sierotę bez matki, sierotę po ojcu zbrodniarzu....
Tego się zląkłem, osądź mnie Boże. Zląkłem się sieroctwa dziecka po ojcu mordercy....
Uciekłem!
Opuszczając tejże nocy potajemnie Sławohorę, przekląłem ją na całe życie swoje i swego dziecka. Przekląłem to miejsce moich nieszczęść, zbrodni, moich mąk nadludzkich. Przysiągłem sobie, że noga moja więcej w Sławohorze nie postanie i że Joasia nie będzie nigdy dziedziczyła tego miejsca zbrodni podwójnej, tej kaźni mego życia. Przysięgi dochowałem wiernie....
Musiałem się ukrywać, gdyż szukano mnie. Rozeszło się, żem zginął.... Sławohorę rząd austrjacki wziął w opiekę.
Krew krzepnie w żyłach moich, jeszcze dziś, gdy stojąc już nad grobem, myślę o tej czarnej przeszłości swej i o zbrodni, której cała wieczność pokuty nie zmaże. — Doczesną pokutę obmyśliłem sam sobie.
Postanowiłem zostać zakonnikiem. Córkę Joasię po-