tek, co to pan „dziedzic wie, taki warjat sialony, gonił tegorocznego pędraka od „Rozkosznej“ i jak rymnął o żerdź, tak sobie całą pierś rozwalił, jak dynię, a tegoroczniak został na miejscu, ani drgnął. Kasztan po prawdzie tyż zdechł, bo się okrutnie przebił.
Co już mu nagadałem za taką wiadomość, tego nie będę powtarzał. „ Dukat“ od „Miłej“ był ozdobą stadniny i ten malec marcowy prześliczny... Na moje wymysły Kuba rzekł z flegmą:
— Toć, panie dziedzicu, wola Boska. Dobrze, że tylko to się stało, a nie gorsze, bo jak byk w oborze zerwał się i pastucha poturbował tak, że pewno lada dzień skona w szpitalu, to tylko co i starszego dziedzica na rogi nie wziął. Starszy pan na niego laską, ale się pośliznął na bruku, przewrócił i...
— Kończ-że do stu djabłów, ośle jeden! — huknąłem przerażony, zatrzymując konie na miejscu.
— I... nic już, panie dziedzicu, bo akurat przyskoczył stangret z wrzaskiem i z kijem okutym. Byk do niego. Przyskoczyli fornale także z kijami, to prawie z pod rogów starszego pana wyjęli, ale, że nogę, tęgo zwichnął, to my dziedzica zanieśli do dworu. Ino co stangret to ze szczętem do niczego.
— Co? zabity!? — krzyknąłem.
— I... i... ledwie zipie, pewno ostatnią parę puści!, A co reszta, to wszystko dobrze, chwalić Boga!
Przyjemne wiadomości! Pędziłem też do domu tak, że biała piana okryła boki spasionych klaczy. Zakląłem na rządcę, więc Kuba mnie pocieszył nową wiadomością, że Klonowski był chory, na zapalenie płuc, ale że już mu lepiej i wstaje...
Czekałem, czy Kuba znowu nie powie „a co reszta,
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/233
Ta strona została przepisana.