nadawca. Po długich ceregielach niemiec, zbadawszy wszystko, wręczył mi kopertę, uspokojony głównie tem, że panie nie podały mu adresu, gdzieby miał odsyłać nadchodzącą korespondencję.
Czy to nie jest „pech“, nabyty chyba w Krążu prawem dziedzictwa?... Czyż mogłem przypuszczać, wysyłając swoje wyznania Tereni do Krakowa, że będę je sam czytał... w Wiedniu?... Staje mi w poprzek jakiś szatan, ale go odepchnę i zniszczę...
Asinus Asinorum! Ona pojechała gdzieś pod włoskie niebo z — medykiem — a ty zostałeś ze swoją porażką i jeszcze się odgrażasz?...
Zły jak tabun szatanów, tłukłem się po Wiedniu bezcelowo. Znam wszakże aż nadto dobrze to miasto i, nie interesowało mnie ono obecnie wcale. W jakiejś napotkanej pierwszej lepszej restauracji, gdzie rżnęła muzyka cyganów węgierskich, kazałem sobie dać jeść i butelkę burgunda. Wino i muzyka wpłynęły na mnie dodatnio, rozjaśnił się umysł, wróciła fantazja. Recepta Zagłoby skutkowała doskonale, więc piłem na umor, czując radość życia i młodości... Orkiestra zanosiła się czardaszami. W sali był dym od papierosów i cygar, jakiś głos kobiecy śpiewał kuplety tłuste, rozebrane. Zaduch nocnej nory uderzał do głowy zabójczym tumanem. Woń kwiatów mieszała się tu z wyziewami wina, piwa i koniaków, lejących się strumieniem, przez wypalone gardła do otchłannych żołądków wesołych wiedeńczyków.
Jakaś wcale miła buda! — przeleciała myśl frywolna... — Co ja tu właściwie robię w tej spelunce? chlam wino bez sensu i czekam... na co? Terenia jedzie sobie teraz ekspresem z ciotunią i konkurentem!... To nic, że on wygląda na „ein Professor,
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/240
Ta strona została przepisana.