miczną utajoną w potędze przyrody. Wchłania się tę moc w siebie i odczuwa się nicość wszystkiego, co nie jest szczerą naturą dającą najszczytniejsze natchnienie.
Wszelkie mgławice abstrakcyjnych dociekań rozpływają się tu, jak obłoki, którym szczyty drzew prują trzewia. Jeśli gdzie odczuwa się najsilniej Boga Twórcę, to w takich sanktuarjach głuchych puszcz wyniesionych pod strop niebios jak złota monstrancja zawierająca tajemnicze misterja boskości. Tu się odprawia Ofiara, wieczysta msza ziemskiego padołu. Archanielski poszumny wzlot ku idei, ku świętemu tabu wielkiej metafizycznej Tajemnicy.
Sławohora osadzona na stoku olbrzymiej wyżyny, u której stóp pędzą w przestrzeń namiętne wody Dunajca, zda się być siedzibą jasnych duchów. Trudno uwierzyć by tu kiedyś polała się krew popełnionej zbrodni. Praojcowie puszczy, otaczający dokoła pałac nieszczęsny, pamiętają noc tragizmu i widzą dokonaną już karę nad tym, który nie wraca.
Ach, w szumie dostojnych koron weteranów i matron drzewnych słyszy się inne jeszcze baje... prawdy. Czasy królów polskich nie są dla nich wspomnieniami młodości. Rozwitą już koroną widziały one pożogi buntów chłopskich Kostki Napierskiego, widziały hufce szwedzkie, czatujące na Jana Kazimierza, ileż legend stworzonych fantazją tych gór, jakie sabaty duchów w cerkwiszczach zagai, w nieprzebytych gąszczach dziewiczych ostępów! Gubiłem się w labiryntach wązkich korytarzy, wśród nawisłych sędziwych jodeł, błądziłem po tych kniejach, pośród nieprzebytych tworzyw roślinnych, bo pasję mam do wszystkiego co stare, mchem i pleśnią wieków okryte... A teraz zwierzam wrażenia swoje powiernikowi memu,
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/248
Ta strona została przepisana.