Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/249

Ta strona została przepisana.

siedząc na omszałej ławce pod oliwkowym pniem płatana. Szumi nademną ten platan wiekowy, a w szumie jego słyszę pytanie:
— Gdzie tamten? Gdzie Krzysztof? Co ty tu robisz, obcy wędrowcze, dlaczego tak serdecznie patrzysz tu na wszystko?... Czy znasz historję Sławohory?... Drugi raz odpoczywasz w moim cieniu, snadź polubiłeś to miejsce, lecz co cię tu pociąga?...
Gdzież Krzysztof?... Gdzież córa jego?... Maleńką dzieciną była, gdy w noc zemsty i krwi wychodził stąd wygnańcem. Czy ją i jego świat wchłonął, czy wieczność zamknęła nad nimi swe tajemne bramy prabytu?...
— Co się z nimi działo?... słuchajcie platany.
Wydobyłem z teki mojej „Spowiedź“ Halmozena. Przeczytałem głośno wyznania pokutnika tu, w miejscu jego zbrodni. Słuchały mnie stare platany w skupieniu nabożnem. Ciszy gór, puszczy i odwiecznego parku nie mącił żaden odgłos ze świata.
Mistyczna cisza nastrajała uroczyście. Gdy przytłumiony głos mój przebrzmiał, cała wyżyna Sławohory wsłuchana w dzieje Krzysztofa Hradec-Hradeckiego zapadła w zadumę ponurą. Czy rozważa losy człowieka, którego nawiedziło fatum nieszczęsne... czy współczuje mu, czy go karci, czy go błogosławi, czy potępia?... Egzaltacja przyrody tutejszej nasuwa halucynacje słuchowe.... Oto słyszę najwyraźniej śpiżową pieśń dzwonów odległych. Wiem, że to złudzenie, lecz dźwięk rośnie, i w metalicznym chrzęście gałęzi sosny podają ton melodji dzwonów siostrom swoim, jodłom niebotycznym. A one, podzwon przestrzenny tłumiąc długo w okiściach konarów, przenoszą go echem w listowia buków...
Płynie dźwięk z puszczy, uderza w walące się mury