Idę do pałacu w roli detektywa z najświętszem pragnieniem w duszy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Góral Gajdo tyleż wie, co i ja, nawet ja dużo więcej.Powtórzył mi znowu z systematyczną dokładnością, jak ongi, pomimo, że mnie poznał, dlaczego Sławohora kruszy swoje mury, że wsiąkły w nie krew i łzy, no i tak dalej, jak już nadmieniałem. Oczekuje powrotu prawego pana Sławohory i mówi, że niedaleka już jest ta godzina. Gdy go pytałem, czy się tu kto nie zgłaszał po dziedzictwo, spojrzał na mnie wielkiemi oczami i usta otworzył szeroko ze zdumienia. Zrozumiałem go, gra on rolę zwykłego cicerona, który nauczył się mechanicznie pewnych zdań, niby deklamacji i powtarza ją bez głębszego odczucia kwestji, bez wniknięcia w historję danego miejsca. Gajdo jest typowym góralem, w guńce i kierpcach, w kapeluszu otoczonym wianuszkiem muszelek z zatkniętem piórem sokolim, spluwa daleko na parę metrów przed siebie i ciupagą wywija w powietrzu. Lulkę wypuszcza z ust tylko w czasie spluwania. Włosy ma szpakowate, twarz jak z bronzu wykutą, nos orli i oczy małe, siwe, patrzące z pod nawisłych powiek łagodnie a bystro, z pewną sentymentalną łezką pod rzęsami, gdy wygłasza swoje informacje, przekazane mu przez poprzednika.
Głos tubalny, budowa wspaniała, siła i zręczność znamionują go wybitnie. Od lat już dwudziestu przebywa w zrujnowanym pałacu jako stróż. Mówi, że majątek i lasy są „cisarskie“ bo rząd się opiekuje Sławohorą, która od 60 lat nie ma właściciela, po tem nieszczęściu co się tu spełniło. Pałac stoi pustką, dach się wali pełen dziur, sufity i posadzki już gniją, ginie ponura rudera bezpańska. W zimie bywają tu czasem polowania, zjeż-