Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/266

Ta strona została przepisana.

i oczywiście nie wspomina o szukaniu testamentu. Nadmienił tylko, że ktoś naopowiadał Ślazom, że nie Gabrjel, lecz ja jestem właścicielem Krąża i że z tego powodu Weroninka robi sceny i miny Gabrjelowi, które on znosi flegmatycznie, ale staje się czasem anormalnym. Po całych nocach gra, a w dzień, o ile nie śpi, robi wszystkim awantury. Najwięcej Korejwo rozwodzi się nad babką Gundzią, której stan nerwowy budzi obawy. Pisze również o zjawiskach w zamku, deprawujących całą służbę, że wszyscy mówią o mnie jako o prawym dziedzicu i przepowiadają koniec Krąża, jeśli ja go nie obejmę... że Paschalis to człowiek jakby nawpół żyjący, za którym ciągle chodzą duchy i on z nimi rozmawia, kaja się i wygaduje niezrozumiałe słowa. Korejwo błaga mnie usilnie o przyjazd, a głównie mu chodzi o babkę, która wedle słów Korejwy wspomina mnie często i miło.
Proboszcz naszej parafji, ksiądz Juljan Borowski, radzi mi jechać do Krąża, by załagodzić tam wszystko. Ksiądz przeczuwa jakieś ważne wypadki, lituje się nad babką Gundzią i jest pewny, że ona zbliża się do tego momentu w życiu swem ciężkiem, którym odkupi swoje grzechy, oczyści się z nich czynem sprawiedliwości i sumieniu własnemu ulży.
Proboszcz ani chwili nie wątpi, że testament był w jej ręku. Mógłby go zniszczyć Zatorzecki, lecz, o ile tego nie zrobił, ona nie uczyniła tego tembardziej. Więc w takim razie wszystko zależy od niej, ale jakaż tam moja rola?... Sytuacja niewyraźna i kłopotliwa. Ja bez Krąża będę żył dalej spokojnie, ale co zrobi Gabrjel ze swojem niedołęstwem życiowem?
O tem nie ma mowy! Nikt mu nie zabierze Krąża.
Napisałem do Tereni list polecony, posyłając jej po-