Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/283

Ta strona została przepisana.

— Więc odgadłaś, że przyjadę do Rzymu jeśli....
— Tak, ale....
W tej chwili wyszedł przed wielki ołtarz ksiądz ze mszą. Terenia wydobyła z woreczka list i podała mi go. Schowałem go w dłoni.
Ofiara się rozpoczęła.
Spojrzałem na kopertę z marką austrjacką... adres mój do Uchań. Rozerwałem list.
„Wiedeń, 5. sierpnia“... więc odgadłem; do mnie pisała dziś w nocy. Stojąc tuż obok Tereni czytałem:
„Drogi panie Romanie. Listy pana otrzymałam w chwili, gdy byłam bardzo nieszczęśliwa. Od kilku dni bowiem jestem w niełasce u cioci Hańskiej i to mnie boli, bo przedtem była dla mnie zawsze bardzo dobra. Ale odmówiłam mojej ręki Albertowi, który jest moim stryjecznym bratem, a którego chcieli koniecznie ożenić ze mną. Nie mogło się to stać nigdy a tem bardziej wtedy, gdy poznałam pana. Teraz zrozumiałam, że wysyłając mnie tak impetycznie do cioci Hańskiej, stryj Piotr chciał mię przedewszystkiem usunąć od pana, po tym balu, tak pełnym drogich wspomnień. Nic mi nie mówiono o Albercie, który nas spotkał dopiero w Wiedniu, był to dyplomatyczny wybieg nawet przed moją mamą; mama nie życzy sobie — wogóle małżeństwa dla mnie. Było mi smutno, ach jak smutno! Po balu zostałam z obrazem pana w duszy wyrytym głęboko. Wiedziałam, czułam, że pan przyjedzie do Porzecza i pragnęłam odwlec wyjazd do Krakowa narzucony mi niespodziewanie, ale nie zdołałam dokonać tego. I oto pan tam był na drugi dzień po moim wyjeździe. Przeczułam, że adresu mego nie dadzą panu w Porzeczu, ale byłam pewna, że gdy