nej przysięgi. I wtedy nagle, z radością przypomniałem sobie mój szafir nabyty wczoraj.... Miałem go przy sobie. Gdy niespodziewanie klejnot ten błysnął na paluszku Tereni, spojrzała na mnie zdumiona i szepnęła z rzewnym uśmiechem, jakby trochę spłoszonym:
— To naprawdę już nasze zaręczyny?....
— Więcej, to nasze zaślubiny duchowe, jedyna moja.
Rączka jej drgnęła w moim uścisku i nie puściłem już jej do końca mszy. Odeszliśmy od ołtarza i wychodziliśmy z świątyni w widocznej tylko dla nas glorji szczęścia.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Spotkanie moje w hotelu z panią Hańską, uprzedzoną przez Terenię, na chwilę przedtem o mojej obecności, odbyło się ceremonjalnie, wedle wszelkich form kodeksu światowego.
Siostra Piotra Orlicza stylem swoim przypomina brata. Dużo pozy i sztucznej uprzejmości przy dystynkcji wielkiej damy. Na bladej twarzy wyraziste oczy błękitne przy siwych włosach, ruchy metodycznie wyrachowane, nieco przesadne.
Brak jej tylko krynoliny i peruki pudrowanej, a byłaby skończonym typem markizy z dworu Ludwika XIV. Przyglądała mi się badawczo ale dyskretnie, przez szyldkretowe face a main i była grzeczna bez zarzutu. Lecz pod tą kurtuazyjną glazurą odczuwało się lodowatość mrożącą.
Pomimo, iż miałem słońce w duszy, udało mi się zachować doskonały chłód, którym bezwiednie ująłem sobie tę damę. Im bardziej byłem sztywny wobec niej, tem życzliwiej patrzyła na mnie.