Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/294

Ta strona została przepisana.

ręką Boga sprawiony. Wtedy, o ile by to nastąpiło, Pobóg nic nie miałby sobie do wyrzucenia i z kryształowem czołem objąłby w posiadanie należne mu dziedzictwo.
Patrzałem na nią z zachwytem i miałem ochotę całować jej stopy.
— Jesteś stworzona na żonę dla Poboga — rzekłem z dumą — bo i my z ojcem nie pokusimy się o Krąż, zwłaszcza za życia babki, i wogóle nie chcemy już mieć do niego pretensji, chociaż horoskopy przyszłości Krąża w rękach Gabrjela i Ślazów... nieciekawe.
— I to zapewne najwięcej trapi babkę Zatorzecką — odrzekła Terenia.
Zamyśliła się nagle trochę smutno. Gdy spytałem o powód tego smutku spojrzała na mnie łzawemi oczami.
— Lękam się spotkania z mamą — szepnęła — mama ma również taki dramat w duszy, który ją dręczy i czasem do absurdu doprowadza... a teraz, gdy się dowie, żeśmy zaręczeni...
— Czyżby mama chciała występować przeciw twojej woli, dziecko?...
— I szczęściu niech pan doda. Ale mama upatruje szczęście w innych celach życia... dla mnie szczególnie. To jest wiecznym cieniem między nami. Kocham mamę bezmiernie i świętą jest dla mnie jej wola, lecz zawsze mam złe uczucie, że jest w mamie jakiś wyrok na mnie tak ciężki, że go nie zmogę. A wtedy....
— Rozumiem o czem mówisz, ale teraz już nie możesz się obawiać, by żądanie mamy, abyś została zakonnicą mogło trwać dalej. Teraz już ja zamykam kategorycznie drogę do podobnych projektów i proszę cię, Teruś najdroższa, nie zakłócaj spokoju sobie i nie psuj nam chwil szczęścia takim zgrzytem.