Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/314

Ta strona została przepisana.

pójdziemy stąd precz. Trzeba tylko takiego hipopotama, jak Ślaz, żeby podobne banialuki opowiadać. Ale naturalnie biedna Weroninka denerwuje się takiemi plotkami... Kazałem Gundzi uspokoić Weroninkę, przyprowadziłem ją do starej czarownicy i... wyobraź sobie, zamknęła się u siebie i nie przyjęła mojej narzeczonej. Weroninka mieszka już teraz w lewym pawilonie, w dawnym apartamencie mojej matki, bo ja tak chciałem. Gundzia jeszcze nie wierzy, widzę, w moją władzę, ale skoro uwierzy, będzie za późno. Wtedy pożałuje swoich uporów. Żeby już nareszcie te krążskie borsuki zdechły, ten drab Krzepa i nietoperz Paschalis, czarci syn, wtedybym Gundzię na miotle przez komin wyprawił tam, gdzie jej właściwe miejsce, to jest na Łysą górę... Ale gdy oni żyją, mogliby ją djabelskiemi sztukami wyratować, bo chociaż nienawidzą jej również jak i mnie, ale zawsze swój swego broni. Mam nadzieję, że przyjedziesz. Tego cymbała Ślaza trzeba koniecznie umiejscowić. Zaraz po ślubie wyprawię go z Krąża won na cztery wiatry, tym czasem trzeba mu zakneblować pysk, żeby mi narzeczonej nie denerwował... Gdy przyjedziesz, a zechcesz, zabierz z sobą portret wiadomy, który może być równie dobrze uważany za twój własny. Nie chcę go mieć w Krążu. Możebyś zabrał i tę lucyperską parę, Paschalisa i Krzepę, skoro cię tak uwielbiają. Oddałbym ci za tę przysługę... babkę Gundzię w dodatku. Możesz wówczas otworzyć w Uchaniach muzeum żywych mamutów, allosaurusów pod tytułem „Okazy z epoki jurajskiej“ — co ci sprawi przyjemność, skoroś taki amator starożytności“.
Gabrjel zdaje się goni resztkami słojów mózgowych.