Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/316

Ta strona została przepisana.

Mam teraz mnóstwo zajęcia. Chcę upiększyć Uchanie, muszą być jak cacko na przyjęcie Tereni. Odświeżę i ozdobię dom weselej, zwłaszcza pokoje przeznaczone dla nas. Gdy pytałem Terenię o pewne szczegóły, by je swoim gustem wybrała, odrzekła mi wdzięcznie, iż pozostawia to mnie, gdyż wierzy w moje poczucie piękna, ponieważ zdążyła je zauważyć.
— Sama sobie powiedziałaś teraz, najdroższa, komplement — odrzekłem, chłonąc w pocałunkach jej ręce.
Ojciec powstrzymuje mnie trochę w zapędach, zwłaszcza przy kupowaniu nowych ekwipaży i zaprzęgów. Ale musi być wszystko godne Tereni, zaczynając od prezentu ślubnego, którym chcę przystroić moją narzeczoną tak zawsze elegancką i efektowną.
Już upatrzyłem naszyjnik, odpowiadający temu celowi; dwa sznurki pięknych pereł spięte z przodu brylantami, bardzo oryginalny i w wykwintnym smaku klejnot.
Wybrałem dla Tereni zamszowe siodło damskie; podobno, jak mówił mi w Porzeczu pan Piotr Orlicz, jeździ ona konno wybornie. Wyobrażam ją sobie na Uchańskiej angloarabce, Zorzy, kłusującą obok mego Demona, po naszych drogich łanach, których będzie panią i złotym ich promieniem. A dla mnie!! — Teruś! ty moja ubóstwiana!