Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/317

Ta strona została przepisana.
21. sierpnia.

Z wielką radością powitaliśmy dziś powracającą, z Krynicy pannę Renatę. Terenia zaprosiła ją już na drużkę, jako poniekąd pośredniczkę w odszukaniu się naszem. Ale gdy Teruś zaproponowała pannę Justę na drugą drużkę, zauważyłem z udanym niepokojem i powagą:
— Lękam się, że wtedy ślub nasz może mieć niespodziewaną dystrakcję, bo jak panna Justa poruszona, byle jakiem wrażeniem piśnie po swojemu, ksiądz Juljan, bardzo cichy ksiądz, może z przerażenia poplątać słowa przysięgi i...
— I zamiast Terenia tobie, to ty Tereni przysięgniesz posłuszeństwo — dokończył mój ojciec.
— Niestety, nawet w takim wypadku to mu nie grozi — ślicznie pokiwała główką moja urocza dziewczyna.
— Romek! za takie słówko i tak wypowiedziane bucha się do nóżek, niewdzięczniku! — zawołał ojciec..
Terenia śmiała się wesoło, oddając mi ręce.
— O, o!... to także nie w jego stylu.
— Widzę, że Terenia do reszty zawojowana przez narzeczonego — co będzie potem?... — pytała panna Renata.
— Może... vice... versa?...
— Och, mówi to pan bez przekonania i nawet nie wygląda pan na to. Tyran!
Trzepnęła mnie w rękę po swojemu.
Tak mi dobrze z moją najdroższą, że z dnia na dzień