Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/32

Ta strona została przepisana.

— Paschalis otworzy! drzwi, wszedłem do sieni, ale...
— Paschalis? co to znaczy? kto pan jest?.... skąd znasz Paschalisa.... ktoś ty?....
Jej szczególny niepokój, prawie trwożny, wzmagał się.
Zaryzykowałem:
— Jestem jedynym wnukiem brata... pani, Marcelego Poboga, Roman Pobóg z Uchań....
Zapewne miałem zakłopotany uśmiech na ustach, lecz i ten znikł wobec wyrazu twarzy staruszki po moich słowach.
— Ktooo?!..........
— Roman Pobóg z Uchań.
— Pobóg.... z Uchań?....
— Tak jest, syn Pawła, wnuk Marcelego, prawnuk Heronima — wyrecytowałem jak uczeń.
Na dźwięk ostatniego imienia staruszka szarpnęła się z głuchym okrzykiem przerażenia.
— Milcz!....
Wzburzyłem się, już miałem cisnąć coś przykrego i odejść, gdy staruszka zawołała z wyraźną męką na twarzy.
— Nie wymawiaj tego imienia — nie trzeba!
— Ależ ciociu!
— Cóż to.... znowu?!....
— Bo chyba mam prawo nazywać tak rodzoną ciotkę mego ojca?....
Spojrzała na mnie z pod czoła, ponuro, niezbyt życzliwie.
Odwróciła się i nie podając mi ręki, rzekła krótko:
— Chodź do pawilonu.
Zrównałem się z nią. Szła bardzo prędko, trochę po-