nę, ku zaroślom parkowym, otaczającym lewy, zamieszkały przez nas pawilon.
Prosta wstęga rzeki, idąca z pod lasu, czyniła tu wygięte do wewnątrz półkole i płynęła pod wyżyną zamkową, szeroka, zbałwaniona, koloru żelaza. Zstąpiłem na brzeg, mokrym piaskiem pokryty. Stało tam parę łodzi rybackich i na kołkach suszyły się niewody i węcierze. Ludzi nie było. Patrzyłem długo na rzekę. Monotonny szelest jej wód nasuwał mi jakieś wspomnienia odległe, nieuchwytne majaki. Szelest wody przy brzegu szeptał tajemniczo, wyobraźnia moja podchwytywała te szmery i może okrasiłaby je fantazją marzeń, gdybym się chciał poddać nastrojowi, jaki budziła we mnie ta ciemnostalowa wstęga wody wśród łąk zielono-mglistych.
Rzeka zakręcała prosto pod zamek. Przez małą bramkę w murze, otaczającym siedzibę, wszedłem do cienistego parku. Wielkie drzewa stare kończyły się tuż nad piaskiem nadbrzeżnym, park z wyżyny zamkowej spływał potokami zarośli ku rzece. W pewnem miejscu wrzynał się w niego ostrym węgłem budynek lewego pawilonu i wznosił się tuż nad rzeką.
Spojrzałem w górę. Tam jest okno mego pokoju, w tym szeregu okien błyszczących szybami, niby tafelkami lodu.
Poza rzeką rozpościerają się łąki, młodą zielenią traw i kępami rokiciny buchające, dalej las zwarty, nieprzenikniony... czarny, snać iglasty. Idąc po piasku mokrym, usianym kamieniami i muszlami, minąłem wzdłuż mury pawilonu i znalazłem się znowu w parku. Był to ogromny narożnik półkolisty, zarośnięty całkowicie starodrzewiem. Rzeka odsunąwszy się prawie gwałtownie od przeciwległego węgła pawilonu, otaczała ów narożnik sze-
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/43
Ta strona została przepisana.