wych, pierwszy raz zapalonych, w trzech kondygnacjach gorzało żółto-czerwonem płomieniem. Środkowa świeca najwyższa chwiała się w oprawie, kapiąc woskiem niby łzami bursztynu. Spojrzałem na świecznik. Na ciężkiej podstawie wyobrażającej krótki pancerz rycerski, wznosiły się trzy kopje złączone na krzyż, a spięte w środku wiązania tarczą herbową Pobogów, z płaskorzeźbą herbu naszego. Kopje podtrzymywały ramiona, na których były lichtarze w kształcie hełmów z przyłbicami. Sztuka niezwykle okazała, ciężka, ale piękna, w swym archaicznym bogatym stylu.
— Dwanaście takich było w skarbcu naszym, kiedy, świeć panie jego duszy, pradziad jasnego pana, Hieronim... tu obecny... życie, zakończył... Ale pan Ksawery Zatorzecki wszystkie zabrał, tylko ten został, bom go... wykradł ze skarbca — rzekł uroczyście Paschalis.
Nie spuszczał ze mnie oczów załzawionych, widocznie uradowany, żem zwrócił uwagę na świecznik.
— Ciekawy antyk!... i mówicie, że takich było dwanaście?.... Ho, ho! sto ośm świec tak grubych jak te, to i w tej sali możnaby szpilki zbierać. — A gdzież przechowaliście tę jedną sztukę?....
— Mam takie miejsce.... czekałem długo, żeby nim oświetlić jasnemu panu Pobogowi wejście do tej sali mahoniowej, gdzie wszystkie te świeczniki zawsze paliły się razem i.... gdzie, świeć Panie nad jego duszą, pradziad jasnego pana, Hieronim Pobóg, tu obecny, życie zakończył....
Zastanowiły mnie te słowa powtórzone dwukrotnie, a dziwne.
— Jakto.... tu obecny?
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/59
Ta strona została przepisana.