dzony przed śmiercią pradziada i spisany przez księdza Halmozena, z własnoręcznym podpisem umierającego. Świadkiem sporządzania testamentu i podpisu pana Hieronima byłem ja, stary kucharz zamkowy Bogdziewicz, ojciec dzisiejszego stangreta, dziś już nieżyjący, kościelny organista, który również nie żyje, i borowy Krzepa.
Pani Kunegunda Zatorzecka i jej mąż Ksawery, przyjechali wezwani z zagranicy, na parę godzin przed śmiercią ojca i słyszeli odczytany im testament przez księdza pokutnika.
Gdy spytałem, co zawierał testament, Paschalis zatrząsł się.
— I tego jasny pan nie wie?... prawda! Skąd ma wiedzieć! Testament nakazywał oddać cały klucz Krąża panu Marcelemu. Córce Kunegundzie obowiązywał wyliczyć dużą spłatę, należną jej jako posag. Pan Hieronim jeszcze zdążył ustnie powtórzyć wolę swoją obojgu Zatorzeckim przy nas wszystkich.
— Cóż się stało z tym testamentem? — spytałem coraz bardziej zaciekawiony.
— Jest ukryty w tej komnacie — rzekł Paschalis z powagą.
I opowiadał dalej, że ksiądz Halmozen, pokutnik, jak go stale nazywał, naznaczony przez pradziada wykonawcą jego woli, miał rejentalnie potwierdzić dokument. Ale był chory, działo się to w zimie, panowały wielkie mrozy, nieprzebyte śniegi zasypywały drogi. Sam wyjechać nie mógł, aby roborować testament u rejenta, a rejenta wzywać do Krąża bał się. Halmozen nie ufał Zatorzeckim, ani rejentowi, który był Rosjaninem, cieszącym się niezbyt dobrą opinją. Zresztą ksiądz obawiał się, że Zatorzeccy mogą rejenta przekupić i zrobić jakąś
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/74
Ta strona została przepisana.