— Ja tu od czterdziestu jeden lat jestem ciągle jak w grobie... Duchy mnie prześladują, spokoju nie dają. W portrecie pana Hieronima jest duch jego żywy, zaklęty... boję się go i księdza się strasznie boję... panie!.... Ale nie opuściłbym tych progów za nic!... Czekałem w tych pustych, strasznych murach na Poboga. Zatorzeccy mnie także nie wyrzucili, mogli wyrzucić mnie i Krzepę, a przecie nie zrobili tego, bo się... bali... Samą męką tu żyję i modlitwą o przyjazd Poboga. Bóg mi darował tyle lat, by chwili tej doczekać...
...Zgiął się, stęknął i upadł przedemną na kolana.
Ucałował moje stopy, zanim się zorjentowałem, co on robi. Dźwignąłem go prędko z ziemi i posadziłem na fotelu.
Wzruszony, uspokajałem go łagodnie. Starzec trząsł się, łzy płynęły mu z oczów. Całował moje ręce, pomimo oporu, powtarzając:
— Jest prawdziwy dziedzic Krąża, jest Pobóg! jest prawnuk ukochanego pana, młody kasztelan zamku!
Nie pomogły moje perswaje, że jestem tylko gościem w Krążu, że Krąż należy do Zatorzeckich i nikt im go nie odbierze, ja zaś za kilka dni wyjadę.
Starzec płakał, patrząc na mnie wzrokiem rozdzierającym, z rozpaczą w głosie.
Widząc, że nie dojdę do ładu z biednym maniakiem, postanowiłem skierować myśl jego w inną stronę.
Spytałem go, czy był już wtedy obecnym przy pradziadku Hieronimie, gdy on wydziedziczał syna. Paschalis ożywił się odrazu, ręce na piersiach splótł i jął mówić, jak zwykle uroczystym tonem:
— To się stało w pierwszym roku mojej służby przy umiłowanym panu. Pamiętam dobrze ten dzień
Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/80
Ta strona została przepisana.