Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/89

Ta strona została przepisana.

południa. Nastrój jednakże nie wesoły; błąka się melancholja, tchnienie z zaświatów, pogodne, lecz nie tą pogodą pól, okrytych zielonemi piórami kłosujących zbóż, gdzie wszystko woła o życie, tchnie życiem, daje życie. Tu snuje się dokoła smętna mgławica i słychać szept grobów: memento mori. Obchodziłem kaplicę, gdyż drzwi były zamknięte.... Zjawił się organista i otworzył dla mnie mauzoleum.
W ołtarzu Chrystus na krzyżu, dużo połamanych świec, stare malowidła w kurzu i pajęczynach, powietrze iście grobowe. Na ścianach tablice stare z szarego marmuru z napisami czarnemi, zamykające otwory do nisz, gdzie spoczywają zwłoki. Z dziwnem uczuciem stałem Przed grobem pradziada Hieronima. Historja mojej rodziny wydała się tu bardziej ponura i tem okrutniejsza tragedja tego ojca, który przez swój feudalizm wypędziwszy z domu syna, nigdy go już do zgonu nie widział i umierał z tęsknotą do niego, z żalem do siebie, ze skruchą wobec Boga.
Weschnąłem za Jego duszę.... Przyszły mi na myśl słowa, które od dzieciństwa słyszałem często z ust ojca, gdy modlił się z matką i ze mną przy ołtarzyku domowym.
„Winy dziadów i ojców naszych odpuść im, Panie, nie zsyłaj do serc naszych zawiści ni zemsty, ocal je od złych wpływów i podszeptów szatana, by dzieci nasze modląc się za nas w przyszłości, pamiętały tylko dobro czynione im przez nas“.
Przymknąłem oczy i ujrzałem obraz z dziecinnych i lat granitem wryty w mózg:
Matka moja przed obrazem Ostrobramskiej.... oczy matki słodkie, wzniesione do góry z tak potężną wiarą,