Zaledwo brzask siwy omaścił podwójny, staroświecki dach ogromnego dworu w Prokopyszczach, gdy na ganku stanął Andrzej Olelkowicz. Był bledszy, niż zwykłe, oczy zlekka zaczerwienione świadczyły o źle przespanej nocy. Strzelbę założył na ramiona i zawiesił torbę myśliwską, lecz wierny wyżeł Rex, nie odczuwał dziś w swym panu zapału łowieckiego, przeciwnie węszył w nim przymus i nudę, więc też i sam przeciągał się leniwie, nierad za wcześnie przerwany sen. Andrzej nie pogładził psa, nie zachęcał do łowów, szedł trochę apatycznie, kierując się w stronę uroczyska — Temnyj hrad, w lasach wilczarskich ukrytego, w nieprzebytych gąszczach, wśród bagien.
Od wczesnej wiosny chodził Olelkowicz po dzikich ostępach, nie za zwierzyną jednak; błądził ze swemi myślami, z buntem w duszy, z tęsknotą za Andzią. Wielokrotnie wybierał się jechać do Turzerogów i zawsze wstrzymywała go myśl o Kościeszy. Bał się spotykać tego człowieka, czuł, iż jest w tym stanie zdenerwowania, że każda złośliwość, czy niegrzeczność Kościeszy może wywołać wybuch i raz na zawsze zamknąć mu wstęp do domu, gdzie ona przebywa. Rozumiał, że zawinił względem niej; swem wyznaniem rzucił w jej serce niepokój, i zarzewie uczucia, które się w niej poczęło i rozwija, zabijane niepokojem z powodu usunięcia się jego. Andrzej badał siebie dlaczego idzie wbrew swej naturze energicznej, dlaczego przemocą nie dąży do Andzi, lecz unosi się względami ambicji własnej i obrażonej dumy. Czyżby jeszcze za mało Annę kochał? Minęło już trzy miesiące bez widoku jej, tyle czasu już walczy z sobą i przemóc się nie może.
Aż oto rozśpiewał się bór, takie same cudne barwy, i wonie przesłodkie zapanowały w lasach wilczarskich, jak przed rokiem, gdy ona wśród nich błądziła zasłuchana w naturę, sama jak natura żywiołowo piękna. Puste wydawały się teraz Andrzejowi ostępy wilczarskie. Na wiosnę nie bawiły go ciągi słonek, ani toki głuszczów, nie nęciły liczne teraz korowody dzi-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/102
Ta strona została skorygowana.
XI.
Temnyj hrad.