jego majątków, bo tu zdechnie jak pies w tym kraju zatraconym.
— Co my tu z panem zrobimy?... Pociąg sanitarny z lekarzami już odjechał przepełniony. Gdzie pana tymczasem ulokujemy?...
— A czy wy jesteście aniołami z nieba i sfrunęliście na mój ratunek?... No, bo ja o niebie jeszcze nie myślę... Dobre ono ale nie zawsze.
— Niech pan nie żartuje!...
— Zapewniam pana, że żarty ze złamanym obojczykiem,, nie należą do miłych rozrywek. Jeśli nie jesteście aniołami, lecz ludźmi, to musicie tu gdzie niedaleko mieszkać; panowie i te boginie, które oto widzę. Weźcie więc mnie do siebie, bo doprawdy, że ten wagon zaciężki był trochę na moje siły, wszystko w miarę......
Zbladł i zachwiał się, ustami zaś popłynęło trochę krwi.
Andrzej podparł go silnie ramieniem i spojrzał pytająco na panie z Wilczar.
— Zawiózłbym go do Prokopyszcz, ale dla chorego to za daleka podróż. Krwią pluje; widocznie coś jest w płucach.
— Proszę go wieść do nas na leśniczówkę — zawołała panna Niemojska.
— Trzeba posłać po doktora. On mdleje, żartował sobie, ale widać, że tęgo dostał.
Podprowadzili drezynę, Olelkowicz z felczerem umieścili na niej omdlałego młodzieńca, panie siadły również. W tem Andzia zauważyła robotnika niosącego na ręku dziesięcioletnią może dziewczynkę. Zatrzymała drezynę wołając:
— Dajcie tu, dajcie! Zabierzemy i ją, będziemy ratowali.
Robotnik podszedł i pokazał im martwe już ciało, w siwej siermiędze.
— Chłopskie dziecko? Skąd ono się tu wzięło?
— Spało przy relsach na murawie: to pastucha od gęsi. Ja jeju znaju, ona tu zawsze chudobę pasie, aż i na nią przyszła czarna godzina. Ot biedneńka Kostka! Popała się i niewiadomo, czy ze strachu jej się coś przytrafiło czy i zabiło co, ale ot nieżywa.
— Odniesiecie ją do rodziców!
Robotnik zaśmiał się.
— A do jakich? Ona za pastuche służyła. Teraz to ona i sama poszła do otca światego, bo na świtie miała tyle, że matkę i to pijaczkę, niegodiajkę. To je znajda.
Drezyna ruszyła. Andzia zamyśliła się smutnie nad losem dziecka niewiadomego pochodzenia, które nie znało domu i ciepła rodzinnęgo, żyło z gęśmi i naturą, zginęło w niewiadomy sposób, przy ogólnym straszliwym pogromie.
Dziwnie wzruszyła Andzię ta drobna, martwa dziewczyna na rękach obcego dla się człowieka i, jej krótka a taka przy
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/125
Ta strona została skorygowana.