Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

studenta i.t.d. To popłaca. A pan kończył wyższe szkoły?... — spytał Olelkowicza.
— Skończyłem agronomję w Krakowie, potem studjowałem prawo w Dorpacie.
— I nie zbijał pan bąków zupełnie?...
— Ach, hulało się z kolegami, ale nauka postępowała bez szwanku.
— Pan był pewno okropnym zawadjaką? Ma pan widocznie szalony temperament.
— To już jest u nas rodzinne, odziedziczone po pradziadach i wyssane z ziemi naszej, bujnej, ze stepów.
— Pan ma tu podobno wielkie obszary ziemi w okolicy?
— Tak, dużą przestrzeń.
— I stosuje pan swoje agronomiczne wiadomości z powodzeniem?...
— Dla tego się przecie uczyłem. Dobra swoje pragnąłbym doprowadzić do dużej kultury. Ziemia już kult przyjęła, gospodaruję intensywnie i nowocześnie, ale lud jeszcze głuchoniemy na wszelkie inowacje.
— Jakto, więc pan i o tem myśli?...
— To jest mój obowiązek obywatelski; nie tylko mój, ale nasz.
— I naprawdę oświatą się pan zajmuje, cywilizowaniem tych kudłaczów?...
— Staramy się o to, panie, robię co mogę. Zaszczepiam w lud tutejszy... etykę w jej mikroskopijnej dawce. Po łyżeczce, jak miksturę daję im cywilizację, w nadziei, że rychło zażądają całej flaszki, Lud tutejszy jest dobry i pojętny, ale jeszcze głupi; niewolnictwo to ich knut do którego przywykli od wieków. Gdy się im rozluźnia ten pręgierz tradycyjny, są nieufni, lecz w końcu dają się przekonać. Wołyniak sam o sobie mówi: „durnyj jak worona a chitreje czorta“ i charakteryzuje się tem wybornie. Ale czy pan zrozumiał po małorusku?
— Doskonale! Więc to naród taki chytry?...
— I chciwy na pieniądze. Grosz to dla nich wyrocznia, wódka główna idea. Wykorzeniam to w swych posiadłościach z uporem godnym sprawy. Nawet widzę już pewne rezultaty. To daje wielkie zadowolenie, proszę wierzyć.
— Nie posądzałam pana o tyle pracy i społecznych zdolności. Pan jest wszakże bardzo młodym człowiekiem.
— Mam lat dwadzieścia osiem skończonych, czyli, że mogę jeszcze w życiu dużo zrobić.
— U nas w Galicji także są działacze, tylko my zaraz strasznie głośno krzyczym.
— Wam wolno — mruknął Andrzej. — My możemy działać, ale ciszej, spokojniej. Nie zawsze zgadza się to z temperamentem, skoro jednak dobro intencji wymaga tego... trzeba.